poniedziałek, 9 czerwca 2008

Norrrmalnie kultura wymiata

Dzisiaj w autobusie stałam sobie spokojne na kole, kiedy wsiadła jakaś para, ona w koszulce ze Snoopym, on z gigantycznymi plackami na policzkach, stanęli obok mnie, on uwiesił się jedną ręką sufitu, drugą przymocował do uchwytu, tak że wyglądał jak krzyżówka ukrzyżowanego Jezusa z ukrzyżowanym szympansem, jego pacha znalazła się w zdecydowanie zbyt bliskim sąsiedztwie mojego nosa (25 stopni, parno jak cholera, godzina 15.00), ona przykleiła się do jego drugiej pachy, i normalnie zaczęli zjadać sobie twarze i fragmenty szyj 20 cm ode mnie! No bardziej seksi się nie da! Kiedy zniesmaczona przeniosłam się parę metrów dalej odskoczyli od siebie jak oparzeni, ustawili się wygodnie na moim miejscu i zaczęli rzeczową konwersację o paznokciach. Paznokciach! Poczułam się tak jakoś dziwacznie.

A w szkole normalnie najęli mnie do robienia witraży z pleksi i samoprzylepnej folii! Przez najbliższy tydzień mamy siedzieć w sali plastycznej i ścibolić obraz dzikiej i tajemniczej dżungli, potem go zlutować ołowiem, dostać ołowicy i postawić go przed szkołą. Czuję się jak Adso albo inny Berengar, ale przynajmniej nikt nie rozmawia do mnie o tasiemcach i oporach zastępczych, no i jest chłodno.

Dobra, piąta jest, obejrzę sobie jeszcze ze dwa Klaudiusze i idę robić zadania z chemii. Może z zadanych 20 chociaż jedno będę w stanie zrobić, ja, która od lekcji organizacyjnej w pierwszej klasie nie nauczyłam wiele poza: 1 bz, 1 np, nie zgłaszać przed lekcją, zawyć "ale ja zgłaszałam!!!" w momencie wyrwania do odpowiedzi.

czwartek, 29 maja 2008

To ja jestem, no!

Ja wiem, że czytanie Dumy i uprzedzenia miliard razy z rzędu zobowiązuje, podobnie jak bycie śmiertelnie zakochaną w Aragornie przez pół życia, a komputer jest wynalazkiem szatana i znać się na nim nie trzeba - ale kurde no, prowadzić rozliczne blogi przez pięć lat i nie móc nawet dotknąć htmla żeby wszystkie literki nie rozjechały się każda w innym kierunku, to już już trzeba być mną! Żeby nie umieć włożyć nitki do maszyny tak, żeby nie potrzebowała potem tygodnia w naprawie! Żeby pozamieniać miejscami wszystkie literki na swoim pulpicie w laptopie mamy i z tego powodu w ogóle przestać go używać na dwa miesiące! To trzeba być, kurde no nie wiem! No mną po prostu!

A "no" w każdym zdaniu to dlatego że nie wiem co się mówi zamiast no, pamiętam że zamiast "co" to "proszę", ale "no"? O, wiem, zamiast "no" chyba się mówi "kurwa". W takim razie zostanę przy no, zawsze te pięć literek mniej.

Z reszty interesujących faktów z mojego życia: postanowiłam się spaść ("spaść"?!) na amen, bo po spędzeniu długich godzin na filozofowaniu na ten temat doszłam do wniosku, że czasem trzeba sięgnąć dna, żeby się odbić i zapłonąć, tfu, wyłonić, jak ta foka, feniks albo żarłacz olbrzymi (biały czy olbrzymi?), w związku z czym zjadłam dziś trzy hot dogi, pół pudełka lodów straciatella i dwa razy spaghetti, oraz obejrzałam dwa filmy leżąc plackiem w łóżku i malując paznokcie.

Idę przeczekać kolejny kryzys osobowości w łóżku z Lizzie Bennett i Jackiem White (który też ma jakiś problem z komputerami, jak się ostatnio dowiedziałam. Bracie, gdzie jesteś?!). Przez parę dni szafy nie będzie, muszę pozbierać do kupy co spieprzyłam, póki co wszystkie literki (nie wiem co ja dziś z tymi literkami, przeważnie większe problemy mam z cyferkami, ale w internecie wszyscy są równi) są rozsypane we wszystkich możliwych kierunkach w promieniu kilometra od miejsca gdzie powinny być, a kolumna z linkami to chyba dojechała do Australii, no!

środa, 28 maja 2008

Podczas ostatniego tygodnia:

- Moja cudowna maszyna do szycia najpierw, po widowiskowym zepsuciu się, sama z siebie zaczęła działać, po czym wypadło z niej takie metalowe, półcentymetrowe cuś i przestała robić w ogóle cokolwiek. Drogi mój rodziciel, który dokłada wszystkich możliwych starań żeby szycie nie dołączyło do kolekcji moich rozlicznych chwilowych hobby, zawlókł maszynę do naprawy w przybytku maszyn wszelakich i tyle ją widziałam.
- Ten sam rodziciel nabył czterdziestocalowe cudo techniki, nowy telewizor, stary natomiast wspaniałomyślnie postanowił oddać mi, co z jednej strony jest źródłem mojej nieustającej radości, a z drugiej skłania mnie ku refleksji, że, kurde, nie przepadam za intensywnym poruszaniem się, ale żebym nie mogła się przejść po własnym pokoju to już chyba przesada, prawda?
- Topole zaczęły pylić na dobre, w związku z czym ja zaczęłam coroczny maraton smarkania, kichania, łzawienia, kaszlenia i modlenia się do wszystkich bogów i herosów na przemian o: odebranie mi kataru i zastąpienia choćby bólem gardła, oraz odebranie bólu gardła i zastąpienie choćby katarem.
- Cały długi weekend spędziłam w łóżku, utrzymując, że umieram na przewlekłą alergię, i czytając miliardowy raz Musierowicz. Bilansik: 9 tomów w 7 dni, ale dzielnie brnę dalej!
- Znalazłam sobie ambitne hobby, jakim jest malowanie paznokci na wszystkie możliwe kolory. Dzisiaj nawet śniło mi się, że Inglot wypuścił serię lakierów w kolorach łusek ryb z Australijskiej rafy koralowej. Hmmm...
- Do mojej szkółki kochanej przyjechała delegacja z Holandii. Każde z nas dostało własnego Holendra do opiekowania się nim przez dwie godziny (zabrzmiało jak opis Tamagotchi) oraz polecenie podzielenia się na czwórki i oprowadzenia miłych gości po rynku. Nasze Holenderki najlepiej zapamiętały historyjkę o dwóch braciach, co to jeden zadźgał drugiego a potem rzucił się z wieży Mariackiej - fakt, że wcześniej tę wieżę wybudowali i nawet drugą dorzucili, zbyły milczeniem, zainteresował je natomiast kościół św. Wojciecha i jego tajemnicze zapadnięcie się. Na widok "Spętanego Erosa" pod ratuszem (swoją droga, w życiu bym nie wpadła, że to Eros) zapytały domyślnie, czy to jeden z braci?
- Znalazłam na klatce schodowej czarno-białą kotkę i obeszłam pół bloku, pukając od drzwi do drzwi i szukając właściciela. Ale warto było, w samą porę dowiedziałam się, ilu sympatycznych i pomocnych ludzi na około - już planowałam zgorzknieć, ufarbować się na czarno i zostać mroczną gotką. Właścicielkę też znalazłam, jak tak sobie myślę, ile ciekawych rzeczy w tym roku znalazłam to kurde, serce rośnie!
- Po raz pierwszy wyszłam na dłużej w swoich pięknych gladiatorskich sandałach, które prawie ucięły mi piętę, które musiałam ściągnąć idąc od autobusu do domu i dzięki którym w dalszym ciągu nie mogę domyć prawej stopy.
- Zdałam sobie sprawę, że muszę składać papieru do liceów, a wciąż nie wiem, do jakiego chcę iść, poza dwójką, do której się nie dostanę. Chcę tylko miłego, przyjaznego dla antytalentów ścisłych liceum z francuskim, czy to tak dużo?
No dobra, ciemno się robi w skryptorium (ach, ten Adso...), a ja jestem głodna jak cholera, miłego dnia wszystkim życzę!

czwartek, 8 maja 2008

Och jej

Dobra, koniec z pitoleniem o estrach i Dolly Parton na blogu o - podobno - modzie. Postanowiłam znaleźć inne ujście dla mojego słowotoku.
To może ja się przedstawię, bo ostatnio szalenie lubię to robić (ciekawe dlaczego?).
Jestem nastoletnią Dulcyneą z Krakowa, za starą, żeby być słodka, i za młodą, żeby zrobić sobie kolczyk jak Scarlett Johanson. Mam taki fajny bonusowy ośrodek mózgowy, który pojawił się po przeczytaniu Bridget Jones ósmy raz i nie chce puścić, perfidny. Ośrodek skłania mnie do prowadzenia niekończących się monologów wewnętrznych i myślenia zdecydowanie za dużo i za głupawo, teraz na przykład wymyśliłam, że jeśli z premedytacją wpędzę się w grafomanię to może wszystko się ze sobą poskraca i znów będzie normalnie.